guślarz prawi …

guślarz, 02-07-2017

 

… po paru miesiącach wracam z moimi opiniami a niedługo z nowymi recenzjami.

 

WIEŚCI MIESIĄCA

Gwint – przy okazji otwartej BETY pokazano w nowy zwiastunie z rozgrywki kilka ujęć z trybu fabularnego, którym jestem BARDZO zainteresowany. Poniżej wspomniany film i kilka wybranych zrzutów. Zamkniętą BETĘ zakończyłem nieco wcześniej gdyż informacje o resecie kont i wizja uzupełniania na nowo uciułanych kart trochę mnie zniechęciła. Mniej więcej zbiegło się to w czasie z wprowadzeniem frakcji Nilfgaardu więc wraz z otwartą BETĄ miałem trochę do nadrobienia. Ale o tym więcej w odpowiednim cyklu.

GRANIE BEZ PRĄDU

Malifaux (2 edycja) – od dłuższego czasu pogrywam w różne systemy bitewne, aby znaleźć coś dla siebie. Poprzeczka była wysoko gdyż nie chciałem iść na żadne kompromisy względem stylistyki, klimatu czy mechaniki … w końcu trafiłem na „Malifaux”! Świat gry to miks różnych gatunków fantastyki: steampunk, fantasy, weird west, horror (w sumie czego tam nie ma) a całość w mrocznych, pastiszowych klimatach. Strona wizualna (czyli figurki) jest fenomenalna, poziom wykonania i projekty postaci z najwyższej półki (jak od Games Workshop). Co do mechaniki to było parę zaskoczeń. Wszystkie znane mi bitewniaki są oparte o rzuty kośćmi. Tutaj całość testów polega na dociąganiu kart z tali (tak, można grać standardowa talią używaną do klasycznych gier karcianych). Następnie okazało się że projektanci chcąc ograniczyć losowość wprowadzili mechanizm zastępowania niechcianych wyników dobieranych z talii … kartami z ręki (oczywiście mamy ich ograniczoną ilość, ale ciągniemy je co turę, niektóre postacie również mają na to wpływ).
W „Malifaux” możemy rozgrywać pojedynki, jak w innych, standardowych grach bitewnych, ale o jego sile stanowi możliwość wykonywania misji podczas starcia, w których są określone cele a zabijanie najczęściej nie przynosi żadnych korzyści punktowych. Do tego dodajcie sobie jeszcze wariant rozgrywania całych kampanii.
Szukasz gry figurkowej … musisz wypróbować!

Zakazane gwiazdy, Mare Nostrum, Alien Frontiers, Cosmic Encounter – wymienione gry są różne, a jedyne co je łączy to ogromna satysfakcja płynąca z rozgrywki. Na mojej liście najlepszych gier planszowych pierwsza dziesiątka (o kolejności zadecyduję później!). Moje opinie o nich zawarłem już we wcześniejszych wynurzeniach więc nie będę się powtarzał. Bezwzględnie polecam a gry trafiają do kolejki obowiązkowych recenzji!
Twilight Imperium – kolejna kultowa gra, którą udało się sprawdzić. Mechanicznie klarowna i bezproblemowa. Dopiero ilość możliwość i zależności przytłacza. Na razie jedna rozgrywka (tak bardziej na spróbowanie i ogarnięcie mechaniki), ale wyczekuję kolejnej. Gracze wcielają się w przedstawicieli różnych ras, którzy za pomocą floty i dyplomacji próbują osiągnąć swoje cele za co otrzymają punkty zwycięstwa.
Cry Havoc, Burning Rome, Bright Future – obiecujące pozycje. Niestety na razie po jednej grze.
W „Cry Havoc” gracze walczą o tereny na rodzinnej planecie Troggów (przy czterech graczach można grać tubylcami). Inna i jednocześnie ciekawa mechanika rozgrywania bitew.
„Burning Rome” taktyczna gra karciana, w której ścierają się starożytne armie. Każdy gracz tworzy swoją talię (ustala skład armii).
Tematem gry „Bright Future” jest przetrwanie w postapokaliptycznym świecie. Dostajemy trzy różne tryby gry. Na razie próbowałem tylko kooperację.
Guild Ball – kolejne mecze, kolejne wrażenia. Tak jak pisałem wcześniej gra z fajnym, klimatyczny światem/tłem, który równie dobrze można ignorować (choć dla mnie to ciekawszy element) i z kościaną mechaniką, która po zapoznaniu się z „Malifaux” nie robi już wrażenia mimo iż jest solidna. Jak pojawi się więcej plastikowych starterów drużyn wtedy na jakąś się zdecyduję. Bardzo doceniam mechanikę Giuld Balla, ale ta cała futbolowa otoczka jakoś mnie nie porywa.
Race for the Galaxy – w grze za pomocą kart (niewiele ponad 100 a tyle możliwości) tworzymy swoją część galaktycznego imperium. Solidna (nawet rewelacyjna) mechanika niestety po kilku grach zupełnie zapomina się, że gra ma jakąś stylistykę (sci-fi). Proste zasady, ale wymagająca rozgrywka plasuje ją wysoko na liście gier zaawansowanych. Na minus dodam, że brakuje jakichkolwiek interakcji bezpośrednio w „kosmos” tworzony przez przeciwnika – co mogłoby znacząco wpłynąć na klimat i rozgrywkę. Masz ochotę na wyścig, w którym głównym wrogiem jest losowość dobieranych kart to zachęcam … wbrew pozorom może wciągnąć!
Zaklinacze, Kingdomino – dwie gry, które świetnie sprawdzają się wśród dzieci (siedmio- lub ośmiolatków) ewentualnie na rodzinne, planszówkowe posiedzenia.
„Zaklinacze” to gra o tworzeniu swojego magicznego przedmiotu za pomocą, którego będziemy pokonywać potwory.
„Kingdomino” bazuje na układaniu swojego królestwa za pomocą płytek terenu na zasadach domina.
Obie pozycje głównie dla młodszych lub niedoświadczonych graczy choć i pozostali mający ochotę na lekką grę powinni się dobrze bawić.
Mini Rogue – zaczynam testować różne gry z kategorii „wydrukuj i graj” (Print & Play). Na pierwszy ogień trafił klasyczny roguelike. Jak na rasowego przedstawiciela tego gatunku mamy losowo generowane podziemia, potwory, skarby i bosów na końcu poziomu. Wszystko to zostało zmieszczone na 9 kartach (drukujemy jedną stronę A4) a od siebie dodajemy kilka kostek (k6). Na pewno zrobię kilka recenzji gier z tej kategorii więc tu ograniczę się tylko do stwierdzenia, że gra jest bardzo prost mechanicznie i szalenie wciągająca względem ilości komponetów. Rozgrywka jest zaprojektowana dla jednego gracza, ale śmiało można siąść z dziećmi i razem pokombinować jak dojść do końca podziemi i zdobyć ostateczny skarb. Klikajcie, drukujcie, wycinajcie i GRAJCIE!
Wyspa kwitnącej wiśni – kolejna gra o tworzeniu swojego terytorium (tutaj miasta). Tym razem za pomocą kart, które zakładamy za siebie. Mimo że ilustracja na pudełku jest w klimatach cesarskiej Japonii to sam gra nie ma z tym okresem wiele wspólnego. Rozgrywka całkiem przyjemna. Jedyny element interakcji to licytacja. Z chęcią jeszcze spróbuję.
Catan (Osadnicy z Catanu) – gra z którą większość graczy miała do czynienia najczęściej na początku swoje planszówkowej drogi (ewentualnie „Talizman”). Nie grałem w to chyba z dziesięć lat. Solidna gra i jeżeli zestawić ją z innymi hitami dla początkujących (np. „Pędzące żółwie” itp.) to zdecydowanie „Catan” jest dla mnie.
Jak wściekłe psy – imprezowa gra o przestępcach, którzy po rabunku próbują podzielić się łupem. Naszym celem jest zmawianie się ze współgraczami przeciwko innym, aby w ostateczności do podziału łupów została dwójka (na końcu również jeden może oszukać drugiego). Nie zaprzeczam, że podczas zabawy może być dużo śmiechu, ale gra dla mnie jest wybitnie męcząca co jest głównie spowodowane absurdalnymi sytuacjami spowodowanymi próbą dogadania się (komunikacja może przebiegać w dowolny sposób). Lubicie takie klimaty?!
POCZYTANE / PRZECZYTANE
Neuromancer – William Gibson (7/10) – książka, która stworzyła podwaliny pod cyberpunk. Jestem wielkim entuzjastą tej odmiany fantastyki w związku z tym musiałem w końcu nadrobić klasykę. Głównym bohaterem powieści jest Case, haker po przejściach, który za swój błąd zapłacił najwyższą cenę – uniemożliwiono mu podłączenie się do matrycy. Dzięki kolejnemu zleceniu szybko wraca do tego w czym jest najlepszy. Klasycznie, sprawa w którą się wplątał ewidentnie go przerasta, ale dzięki temu czytelnik może zapoznać się w pełni z tym niesamowitym światem. Wszystko co znajduje się w kanonie cyberpanku odnajdujemy tutaj: hakerzy, sieć wirtualna, dystopijna rzeczywistość, sztuczna inteligencja, lód. W książce użytych jest wiele terminów, które z początku mogą trochę komplikować odbiór, ale całość jest napisana sprawny i eleganckim językiem. Czasem miałem tylko poczucie braku celowości niektórych wydarzeń, ale ostatecznie fabuła sprawia dobre wrażenie. Ocena byłaby pewnie wyższa gdybym zaczął swoją przygodę z cyperpunkiem od tej książki. Przez te wszystkie lata większość tematów została wiele razy wykorzystana i nie robią już takiego wrażenia. Polecam głównie fanom fantastyki.