guślarz prawi …

guślarz prawi …

guślarz, 02-07-2017

 

… po paru miesiącach wracam z moimi opiniami a niedługo z nowymi recenzjami.

 

WIEŚCI MIESIĄCA

Gwint – przy okazji otwartej BETY pokazano w nowy zwiastunie z rozgrywki kilka ujęć z trybu fabularnego, którym jestem BARDZO zainteresowany. Poniżej wspomniany film i kilka wybranych zrzutów. Zamkniętą BETĘ zakończyłem nieco wcześniej gdyż informacje o resecie kont i wizja uzupełniania na nowo uciułanych kart trochę mnie zniechęciła. Mniej więcej zbiegło się to w czasie z wprowadzeniem frakcji Nilfgaardu więc wraz z otwartą BETĄ miałem trochę do nadrobienia. Ale o tym więcej w odpowiednim cyklu.

GRANIE BEZ PRĄDU

Malifaux (2 edycja) – od dłuższego czasu pogrywam w różne systemy bitewne, aby znaleźć coś dla siebie. Poprzeczka była wysoko gdyż nie chciałem iść na żadne kompromisy względem stylistyki, klimatu czy mechaniki … w końcu trafiłem na „Malifaux”! Świat gry to miks różnych gatunków fantastyki: steampunk, fantasy, weird west, horror (w sumie czego tam nie ma) a całość w mrocznych, pastiszowych klimatach. Strona wizualna (czyli figurki) jest fenomenalna, poziom wykonania i projekty postaci z najwyższej półki (jak od Games Workshop). Co do mechaniki to było parę zaskoczeń. Wszystkie znane mi bitewniaki są oparte o rzuty kośćmi. Tutaj całość testów polega na dociąganiu kart z tali (tak, można grać standardowa talią używaną do klasycznych gier karcianych). Następnie okazało się że projektanci chcąc ograniczyć losowość wprowadzili mechanizm zastępowania niechcianych wyników dobieranych z talii … kartami z ręki (oczywiście mamy ich ograniczoną ilość, ale ciągniemy je co turę, niektóre postacie również mają na to wpływ).
W „Malifaux” możemy rozgrywać pojedynki, jak w innych, standardowych grach bitewnych, ale o jego sile stanowi możliwość wykonywania misji podczas starcia, w których są określone cele a zabijanie najczęściej nie przynosi żadnych korzyści punktowych. Do tego dodajcie sobie jeszcze wariant rozgrywania całych kampanii.
Szukasz gry figurkowej … musisz wypróbować!

Zakazane gwiazdy, Mare Nostrum, Alien Frontiers, Cosmic Encounter – wymienione gry są różne, a jedyne co je łączy to ogromna satysfakcja płynąca z rozgrywki. Na mojej liście najlepszych gier planszowych pierwsza dziesiątka (o kolejności zadecyduję później!). Moje opinie o nich zawarłem już we wcześniejszych wynurzeniach więc nie będę się powtarzał. Bezwzględnie polecam a gry trafiają do kolejki obowiązkowych recenzji!
Twilight Imperium – kolejna kultowa gra, którą udało się sprawdzić. Mechanicznie klarowna i bezproblemowa. Dopiero ilość możliwość i zależności przytłacza. Na razie jedna rozgrywka (tak bardziej na spróbowanie i ogarnięcie mechaniki), ale wyczekuję kolejnej. Gracze wcielają się w przedstawicieli różnych ras, którzy za pomocą floty i dyplomacji próbują osiągnąć swoje cele za co otrzymają punkty zwycięstwa.
Cry Havoc, Burning Rome, Bright Future – obiecujące pozycje. Niestety na razie po jednej grze.
W „Cry Havoc” gracze walczą o tereny na rodzinnej planecie Troggów (przy czterech graczach można grać tubylcami). Inna i jednocześnie ciekawa mechanika rozgrywania bitew.
„Burning Rome” taktyczna gra karciana, w której ścierają się starożytne armie. Każdy gracz tworzy swoją talię (ustala skład armii).
Tematem gry „Bright Future” jest przetrwanie w postapokaliptycznym świecie. Dostajemy trzy różne tryby gry. Na razie próbowałem tylko kooperację.
Guild Ball – kolejne mecze, kolejne wrażenia. Tak jak pisałem wcześniej gra z fajnym, klimatyczny światem/tłem, który równie dobrze można ignorować (choć dla mnie to ciekawszy element) i z kościaną mechaniką, która po zapoznaniu się z „Malifaux” nie robi już wrażenia mimo iż jest solidna. Jak pojawi się więcej plastikowych starterów drużyn wtedy na jakąś się zdecyduję. Bardzo doceniam mechanikę Giuld Balla, ale ta cała futbolowa otoczka jakoś mnie nie porywa.
Race for the Galaxy – w grze za pomocą kart (niewiele ponad 100 a tyle możliwości) tworzymy swoją część galaktycznego imperium. Solidna (nawet rewelacyjna) mechanika niestety po kilku grach zupełnie zapomina się, że gra ma jakąś stylistykę (sci-fi). Proste zasady, ale wymagająca rozgrywka plasuje ją wysoko na liście gier zaawansowanych. Na minus dodam, że brakuje jakichkolwiek interakcji bezpośrednio w „kosmos” tworzony przez przeciwnika – co mogłoby znacząco wpłynąć na klimat i rozgrywkę. Masz ochotę na wyścig, w którym głównym wrogiem jest losowość dobieranych kart to zachęcam … wbrew pozorom może wciągnąć!
Zaklinacze, Kingdomino – dwie gry, które świetnie sprawdzają się wśród dzieci (siedmio- lub ośmiolatków) ewentualnie na rodzinne, planszówkowe posiedzenia.
„Zaklinacze” to gra o tworzeniu swojego magicznego przedmiotu za pomocą, którego będziemy pokonywać potwory.
„Kingdomino” bazuje na układaniu swojego królestwa za pomocą płytek terenu na zasadach domina.
Obie pozycje głównie dla młodszych lub niedoświadczonych graczy choć i pozostali mający ochotę na lekką grę powinni się dobrze bawić.
Mini Rogue – zaczynam testować różne gry z kategorii „wydrukuj i graj” (Print & Play). Na pierwszy ogień trafił klasyczny roguelike. Jak na rasowego przedstawiciela tego gatunku mamy losowo generowane podziemia, potwory, skarby i bosów na końcu poziomu. Wszystko to zostało zmieszczone na 9 kartach (drukujemy jedną stronę A4) a od siebie dodajemy kilka kostek (k6). Na pewno zrobię kilka recenzji gier z tej kategorii więc tu ograniczę się tylko do stwierdzenia, że gra jest bardzo prost mechanicznie i szalenie wciągająca względem ilości komponetów. Rozgrywka jest zaprojektowana dla jednego gracza, ale śmiało można siąść z dziećmi i razem pokombinować jak dojść do końca podziemi i zdobyć ostateczny skarb. Klikajcie, drukujcie, wycinajcie i GRAJCIE!
Wyspa kwitnącej wiśni – kolejna gra o tworzeniu swojego terytorium (tutaj miasta). Tym razem za pomocą kart, które zakładamy za siebie. Mimo że ilustracja na pudełku jest w klimatach cesarskiej Japonii to sam gra nie ma z tym okresem wiele wspólnego. Rozgrywka całkiem przyjemna. Jedyny element interakcji to licytacja. Z chęcią jeszcze spróbuję.
Catan (Osadnicy z Catanu) – gra z którą większość graczy miała do czynienia najczęściej na początku swoje planszówkowej drogi (ewentualnie „Talizman”). Nie grałem w to chyba z dziesięć lat. Solidna gra i jeżeli zestawić ją z innymi hitami dla początkujących (np. „Pędzące żółwie” itp.) to zdecydowanie „Catan” jest dla mnie.
Jak wściekłe psy – imprezowa gra o przestępcach, którzy po rabunku próbują podzielić się łupem. Naszym celem jest zmawianie się ze współgraczami przeciwko innym, aby w ostateczności do podziału łupów została dwójka (na końcu również jeden może oszukać drugiego). Nie zaprzeczam, że podczas zabawy może być dużo śmiechu, ale gra dla mnie jest wybitnie męcząca co jest głównie spowodowane absurdalnymi sytuacjami spowodowanymi próbą dogadania się (komunikacja może przebiegać w dowolny sposób). Lubicie takie klimaty?!
POCZYTANE / PRZECZYTANE
Neuromancer – William Gibson (7/10) – książka, która stworzyła podwaliny pod cyberpunk. Jestem wielkim entuzjastą tej odmiany fantastyki w związku z tym musiałem w końcu nadrobić klasykę. Głównym bohaterem powieści jest Case, haker po przejściach, który za swój błąd zapłacił najwyższą cenę – uniemożliwiono mu podłączenie się do matrycy. Dzięki kolejnemu zleceniu szybko wraca do tego w czym jest najlepszy. Klasycznie, sprawa w którą się wplątał ewidentnie go przerasta, ale dzięki temu czytelnik może zapoznać się w pełni z tym niesamowitym światem. Wszystko co znajduje się w kanonie cyberpanku odnajdujemy tutaj: hakerzy, sieć wirtualna, dystopijna rzeczywistość, sztuczna inteligencja, lód. W książce użytych jest wiele terminów, które z początku mogą trochę komplikować odbiór, ale całość jest napisana sprawny i eleganckim językiem. Czasem miałem tylko poczucie braku celowości niektórych wydarzeń, ale ostatecznie fabuła sprawia dobre wrażenie. Ocena byłaby pewnie wyższa gdybym zaczął swoją przygodę z cyperpunkiem od tej książki. Przez te wszystkie lata większość tematów została wiele razy wykorzystana i nie robią już takiego wrażenia. Polecam głównie fanom fantastyki.

guślarz prawi …

guślarz prawi …

guślarz, 04-04-2017

 

… w marcu jeśli chodzi o planszogranie nie było rozczarowań (wręcz przeciwnie – trzy miejsca pierwsze) a gry zestawiłem według „miodności” rozgrywki. Dodatkowo pojawiła się nowość – zestawienie seriali, filmów i książek.

Nie widzę sensu pisania recenzji rzeczy, które mi się nie podobały (jest tyle interesujących produkcji, że szkoda czasu na opisywanie innych), ale warto odnotować co się ograło, przeczytało i obejrzało. Wszystkie moje opinie są wybitnie subiektywne. Pojawiające się tutaj produkcje mogą (ale nie muszą) doczekać się recenzji za wyjątkiem tych oznaczonych „X”.

GRANIE BEZ PRĄDU
1. Zakazane gwiazdy – rzadko kupuję gry w ciemno i to jest jeden z tych zakupów, którego wyjątkowo nie żałuję. Grę kupiłem wiele miesięcy temu i dopiero teraz udało mi się w nią zagrać (zagrałem, ale i tak nie w mój egzemplarz). Gra strategiczna osadzona w świecie Warhammera 40000. Do wyboru mamy cztery ikoniczne frakcje z tego uniwersum. Każdy gracz na generowanej mapie musi zdobyć z góry określone cele. Rozwijamy swoje jednostki, budujemy i zdobywamy planety i wszystko w klimatach wszechogarniającej wojny. Nie ma tu miejsca na dyplomację (jak w Mare Nostrum), mimo że kalkulowanie co przeciwnik zrobi jest kluczowe, a tylko zdecydowane działania popłacają. Frakcje są zróżnicowane co wpływa znakomicie na regrywalność i wrażenia z rozgrywki.
1. Imperium atakuje – znowu żałuję, że nie jestem fanem „Gwiezdnych wojen” gdyż to kolejna gra w tym uniwersum, która mi się podoba. Świetna figurkowa, przygodówka z rozbudowaną kampanią oraz trybem pojedynków. Proste zasady i rewelacyjne odczucia z rozgrywki. Kampanie są podzielone na scenariusze w których wykonujemy misje i gram w koopie przeciwko innemu graczowi. Świetnie wykonana wizualnie i to co lubię – figurki, których rozbudowane (chodzi o pełnoprawne postacie a nie np. pionki czy popiersia) wersje są w tej grze w pełni uzasadnione i sensowne, a nie jak w Blood Rage gdzie są tylko drogim efekciarstwem.
1. Time Stories – w końcu kolejny scenariusz … i co tu dużo mówić – rewelacja! Moje wątpliwości z pierwszej rozgrywki okazały się być związane głównie z błędem w interpretacji zasad. Drugi scenariusz „Sprawa Mercy” udowodnił, że gra jest bardzo dobra i wciągająca. Wcielamy się w agentów przemieszczających się w czasie i przestrzeni, aby rozwiązywać różne sprawy które mogą namieszać w czasoprzestrzeni. Każdy scenariusze wiąże się z inną stylistyką i klimatem. Na razie mam za sobą mroczny zakład psychiatryczny (z elementami okultystycznymi) oraz klasyczną apokalipsę zombi. Gra ma jedną wadę … w oba scenariusze nie mógłbym drugi raz zagrać (przynajmniej nie prędko) bo wiem jak je przejść, ale z chęcią bym uczestniczy w ich przechodzeniu. Szukasz czegoś emocjonującego i nieszablonowego to zachęcam … odradzam tylko osobą nie lubiącym gier narracyjnych.

2. Epic Spell Wars of The Battle Wizards: Rumble of Castle Tentakill – gra przyciągnęła mnie swoją specyficzną estetyką a po przeczytaniu zasad kompletnie pochłonęła. Następnego dnia byłem już w posiadaniu swojego egzemplarza. Udało mi się zagrać dopiero kilka razy, ale już wiem że jest to moja ulubiona, imprezowa gra dla gików … tylko prawdziwy entuzjasta gier doceni jej popaprany humorek i stylistykę. Mechanicznie banalna, pełna interakcja, czaderska zasada (nieobowiązkowa), że każdy wciela się w swoja postać i ją odgrywa. Całość polega na zagrywaniu kart, które składają się na czary, którymi musimy pozabijać naszych przeciwników. Ostatni, żywy mag wygrywa. Dodam że martwi czarodziej również mają coś do powiedzenia. Obejrzyjcie jak się w to gra…

3. Star Wars Przeznaczenie – wiem, wiem (patrz poprzednie zestawienie miesiąca) … ale co zrobić … jak dacie mi talię to zawsze zagram. Po prostu lubię tą mechanikę i kości…
4. Osadnicy: Narodziny Imperium – raz zagrane na „Nocce…” bo szukałem czegoś dla dzieciaków. Pierwsze wrażenia … przyzwoite, ale obowiązkowo jeszcze do ogrania. Zgodnie z tytułem gra polega na budowaniu i rozwijaniu swojego królestwa. Pierwsze spostrzeżenie to mała ilość interakcji … ale wiadomo … kto co lubi.
5. Set – to gra z gatunku za którym nie przepadam. Bez tła fabularnego i sucha mechanika. W tym przypadku akurat dobrze się bawiłem. Gra polega na jak najszybszym odnajdywaniu zestawów pasujący lub zupełnie różnych kart z rozłożonych na stole – kto ma więcej „setów” ten wygrywa. Jak ten enigmatyczny opis cię zaciekawił to polecam.
A teraz coś z zupełnie innej beczki …
NA EKRANIE

Ghost in the Shell 2017 (5/10) – aktorska wersja, kultowego anime, niestety okazała się być taka jak przewidywałem … kompletne rozczarowanie. W połowie seansu doszło do mnie, że nie chce mi się tego dalej oglądać. Około 70% filmu jest kopią tych samych scen z animacji tylko ułożone w inny sposób a pozostały procent to wytworzone przez scenarzystów bzdurne elementy, które mają łączyć i jednocześnie zmieniać fabułę filmu. Oryginał był efektowny zaś ta kopia jest tylko efekciarska. Może dla osoby nieznającej oryginału film będzie choć zjadliwy, ale ja nie mam tego komfortu … chęć ewentualnych zysków (uznana marka) nie jest nigdy dobrym powodem robienia nowych wersji filmu, a szczególnie gdy produkcja ma już swoje miejsce w kinomatografii światowej. Ceniącym oryginał mogę polecić tylko zwiastun tej produkcji.

Ajin S01-S02 (8/10) – za dzieciaka byłem fanem anime, a dlatego że nie byłe za bardzo wyboru oglądało się wszystko. Na szczęście te czasy minęły. Aktualnie znajomy otaku (nie wiem czy jeszcze używa się tego terminu) co jakiś czas mi coś poleci, ale niestety większość nie jest dla mnie. Od „Ataku Tytanów” nie widziałem niczego sensownego. Dlatego z czystym sercem mogę polecić produkcję (którą sam znalazłem – o dziwo) opowiadającą historię Keia, który okazuje się należeć do nieśmiertelnych istot, które „sporadycznie” pojawiają się na świecie. Przez dwa sezony obserwujemy zmagania, nie tylko Keia, ale innych Ajinów między sobą i resztą świata. A konflikt jest poważny gdyż odmawia im się podstawowych praw istot ludzkich. Cała historia jest bardzo brutalna i efektowna. W głowie zostaje wiele niezły scen np. próba pojmania Sato (głównego „złego”). Polecam wszystkim którzy cenią dobre opowieści i nie mają awersji do japońskich produkcji.

Luke Cage S01 (7/10) – po takiej sobie Jesice Jones nie miałem za bardzo ochoty na kolejne produkcje (oprócz Diabeła z Hell’s Kitchen) Marvela wyprodukowane przez Netflix. Na szczęście dzięki wrodzonej sobie cesze, że nie lubię krytykować czegoś bez obejrzenia postanowiłem nadrobić kilka z założenia nieciekawych seriali. Okazało się, że Luke Cage to niezła historia z fajnym bohaterem i dobrym klimatem współczesnego Harlemu (oraz dawnego Harlemu reprezentowanego przez klub Harlem’s Paradise). Komiksu na którym opiera się serial jeszcze nie znam, ale na pewno nadrobię. Cała opowieść oparta jest na niezniszczalnym, supersilnym, czarnoskórym uciekinierze odnajdującym swoje miejsce w nowojorskiej dzielnic w której panoszy się mafia. Klasyka gatunku, ale zrealizowana świetnie i przyjemna w odbiorze a dla mnie lepsza niż Jesica Jones czy Iron Fist. Po Daredevilu pozycja obowiązkowa.

Iron Fist S01 (5/10) – najnowsza produkcja Marvel / Neflix jednocześnie okazała się być najmniej interesująca. Mimo świetnych kilku postaci (m. in. świetnie zagrana postać Warda przez Tom Pelphrey) historia za bardzo mnie nie wciągnęła a gdy pojawił się już głównie wątek walki z Ręką ostatecznie zniechęciła. Brakowało mi w tym jakieś fajnej opowieści i o dziwo technicznie wyglądało gorzej niż poprzednie seriale. Jeżeli czekasz – jak ja – na Defenders (w tej serii Daredevil, Luke Cage, Jesica Jones i Iron Fist łączą siły) to pewnie i tak obejrzysz w innym wypadku można sobie darować.

Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń 2017 S01 (7/10) – kolejna niezła opowieść dla dzieci i dorosłych. W odróżnieniu od „Łowców trolli” mocno abstrakcyjna ale wciągająca. Jesteśmy świadkami wydarzeń, które spotkały rodzeństwo Baudelaire’ów po śmierci rodziców. Cała trójka odziedziczyła ogromny spadek, który za wszelka cenę chce przejąć hrabia Olaf. Całość jest utrzymana w przerysowanej, ale bogatej wizualnie konwencji mrocznej bajki. Na pochwałę zasługuje koncepcja narratora, który regularnie jest częścią kadrów czy sytuacji.

The OA S01 (6/10) – w tajemniczy okolicznościach odnajduję się kobieta, która zaginęła siedem lat temu. Na dodatek okazuje się, że w tym czasie odzyskała wzrok. Główny tematem serialu jest właśnie odkrywanie jej przeszłości. Lekko dziwna i niepokojąca historia z elementami mistycyzmu, thrillera i dramatu obyczajowego. Mieszanka gatunkowa zapowiada się nieźle, ale nieśpieszne tempo i niekonwencjonalne pomysły mogą zniechęcić. Na plus jeszcze mogę zaliczyc niejednoznaczne zakończenie (aktualnie rzadkość na ekranie). Mimo wszystko polecam.

Łowcy trolli S01 (10/10) [recenzja] – nieszablonowa choć klasyczna historia dla dzieci i dorosłych o walce dobra ze złem, w której największy atutem oprócz opowieści są świetne postacie i rozbudowana mitologia. Zdecydowanie jedna z najlepszych serialowych animacji zeszłego roku.

Crazyhead S01 (2/10) [X] – brytyjski serial (z niewielką dawką czarnego humoru) o dwóch dziewczynach widzących demony (w opętanych ludziach) i walczących z nimi. Znam zakończenie tej opowieści tylko dlatego, że całość ma sześć odcinków – więcej bym nie zniósł. Jeden punkt w mojej ocenie otrzymują dokładnie dwie postacie drugoplanowe (Suzanne i Jake), które były całkiem sympatyczne. Reszta, czyli główne bohaterki, przeciwnicy, historia i warstwa techniczna była w najlepszym razie słaba. Żal mi niezłego, charakterystycznego aktora Tony’ego Currana (świetna rola Dataka Tarry w „Defiance”), że ma coś takiego na swoim koncie.

POCZYTANE / PRZECZYTANE
Lód – Jacek Dukaj (5/10) – Dukaja zaliczam do najlepszy polskich fantastów (razem z Sapkowskim i Grzędowiczem) zaś „Lód” to pozycja, która mnie skatował jak żadna inna książka, którą świadomie wybrałem. Pierwsze (mniej więcej) 500 stron pochłonąłem błyskawicznie (choć z rosnącym niepokojem) zaś ostatnie 500 czytałem w ogólnym rozrachunku kilka lat! Dopiero w tym roku zmusiłem się, aby dokończyć tą pozycję (poświęcając inne tytuły, które były w kolejce). Pierwsze wrażenie było oszałamiające. Alternatywna rzeczywistość, pierwsza wojna światowa nigdy nie wybuchła a świat jest skuty lodem w efekcie katastrofy, którą spowodował meteoryt tunguski. Po części globu przemieszczają się „istoty” zwane lutymi zamrażając nie tylko środowisko, ale i charaktery ludzi. Główny bohater musi odnaleźć swojego ojca, który rzekoma ma kontakt z lutymi. Cały świat, mitologia, postacie i język są genialnie skonstruowane i tylko olbrzymia ilość pobocznych wątków (które nagromadziły się w Irkucku koło 500 strony) uniemożliwił mi sprawne przebrnięcie przez tą książkę i danie najwyższej noty. Nie mam nic do długich książek (wręcz je uwielbiam), ale jeżeli jest to uzasadnione. „Lód” potrafi zauroczyć, ale całe tysiąc stron (mimo tytanicznej pracy autora) zniosą tylko najwytrwalsi. Jeżeli wiecie na co się porywacie polecam.

guślarz prawi …

guślarz prawi …

guślarz, 12-03-2017

 

… to jednocześnie moje growe posumowanie lutego i co ważniejszych „aktualności”. Miniony miesiąc obfitował w nowe tytuły choć było i kilka powrotów.

 

WIEŚCI MIESIĄCA
1. Legenda Pięciu Kręgów – każdy ma kilka gier, w które chciało się zagrać i z różnych powodów nie było możliwości. FFG aktualnie przygotowuje nową edycję tej świetnej karcianki. Więcej materiałów ma się pojawić na Gen Con Indy 2017 w sierpniu. Ostatnio pokazano grafikę prawdopodobnie ujawniającą ilość klanów w podstawce. Osobiście bardzo czekam.
GRANIE BEZ PRĄDU
1. Martwa zima – wielki powrót minionego miesiąca. Jedyna gra (jak na razie) w zombi klimatach, do której jestem przekonany. Świetna gra kooperacyjna z motywem zdrajcy. Zarządzamy kolonią ocaleńców, wykonujemy zadania, walczymy z martwym zagrożeniem i próbujemy wypełnić swojej dodatkowe cele a to wszystko w poczuciu, że między nami jest zdrajca, który tylko czeka aby w odpowiedniej chwili wbić nam nóż w plecy. Czasem tylko można poczuć rozczarowanie gdy okaże się, że jednak zdrajcy nie było … gdyż jest przydzielany losowo. Polecam bezwzględnie.
2. Guild Ball – gra której koncept mnie zauroczył. Konflikty gildii rzemieślników rozwiązywane są na boisku … oczywiście nie tylko za pomocą piłki, ale również różnego rodzaju broni. Świetny bitewniak rozgrywany jako pojedynki sześcioosobowych drużyn. Jest jedno „ale” … jak dla mnie wielkie. Czas rozgrywki z moich oczekiwań względem realnej rozgrywki bardzo się rozjechał. Mam świadomość że ograni gracze zamykają rozgrywkę w dwóch godzinach, ale mimo tego liczyłem na coś bardziej dynamicznego. Teraz pytanie … dlaczego drugie miejsce? Nie mogę zaprzeczyć, że mechanicznie gra jest bardzo dobra … szkoda tylko, że trwa tak długo. Nie będę się wzbraniał że nigdy nie zagram … piwowarzy czy grabarze mają swój klimat … może do niektórych gier trzeba dorosnąć … może niektóre po prostu nie są dla nas. Czas pokaże.
3. Star Wars: Przeznaczenie – znowu powrót. Tak jak pisałem gra mechanicznie prosta i przyjemna. Wraca dlatego, że fajnie czasem w nią zagrać. Niestety lub na szczęście już nie moimi taliami. Dostanę talię to zawsze zagram. Swoich kart już raczej nie kupię, ale o tym pisałem w zeszłym miesiącu. Lubię kości, ale niestety miłość ta nie jest odwzajemniona co nie zmienia faktu, że dla fanów Gwiezdnych wojen i kości pozycja obowiązkowa.
3. Carcassonne – wspólnie z SW: Przenaczenie trzecie miejsce. Klasyk klasyków. Nie grałeś to musisz choć spróbować. Z gier rodzinnych to jak na razie dla mnie numer jedne. Zaoferujecie mi Splendor, Dixit, Pędzące żółwie itp. to zawsze wybiorę Carcassonne. Prosta mechanika i satysfakcjonująca rozgrywka. Układamy wspólnie kafelki jednocześnie starając się stworzyć kompletne tereny, za które dostaniemy punkty.
4. Kamień gromu – często określana jako „analogowy” klon Diablo. Jako sentymentalny entuzjasta tego hack’n’slasha musiałem sprawdzić. Gra zalicza się to tzw. Deck Building Games czyli rozgrywka polega na tworzeniu i optymalizacji swojej tali podczas całej rozgrywki. Klimat rzeczywiście podobny plus sprawna mechanika … niestety całkowity brak interakcji między graczami zmniejsza ostateczne wrażenia.
5. The Others – gra kooperacyjna przeciwko innemu graczowi w klimatach horroru. Kojarzy się z Zombicide, tylko że mechanicznie i fabularnie dużo bardziej mi odpowiada. Gdy dostałem do grania wilkołaka, którym mogłem zmieniać formy byłem wniebowzięty (jako fan likantropii jestem bezkrytyczny – prawie – do gier, w których się pojawiają). Gra nie jest wyżej tylko dlatego, że zagrałem w nią tylko raz i jeszcze nie wiem czego się można spodziewać w dalszych rozgrywkach.
5. Kingdomino – grę poznałem na Nocce planszówkowej przy okazji turnieju tejże gry (zająłem „mocne” 17 miejsce). Zasady szybkie do nauczenia, przyjemne i śmiało można ją zakwalifikować do gier rodzinnych. Elementy domina i skojarzenie z Carcassonne to dobra rekomendacja. Budujemy własne królestwo za pomocą różnych kafelków terenu i na końcu zbieramy punkty.
7. Chaos w Starym Świecie – gra kultowa (podobno) … to jakim cudem tak nisko? Zwyczajnie … podczas mojej pierwszej rozgrywki byłem w większość gry warzywem i mam wrażenie, że niewystarczająco poznałem zasady. Obowiązkowo jeszcze do ogrania.
7. Zombicide – rozczarowanie miesiąca. Z recenzji i opowieści gra wyglądała na wciągającą. Niestety to wcielenie gromienia zombich jest dla mnie bardzo nużące i monotonne. Nie wzbraniam się przed jeszcze jednym podejściem, ale nadziei nie mam wiele.

guślarz prawi …

guślarz prawi …

guślarz, 05-02-2017

 

… to jednocześnie moje growe posumowanie minionego miesiąca i co ważniejszych „aktualności”. Poprzednie zestawienia dostępne na facebooku.

 

WIEŚCI MIESIĄCA
1. Doom Trooper – gra nie tylko mojego dzieciństwa powraca. Niestety / na szczęście (jeszcze nie wiem) w wersji cyfrowej. Odkurzyłem karty, które mi się zachowały, aby ponownie zanurzyć się w świecie „Kronik Mutantów”. Premiera w tym roku … zainteresowanych odsyłam na doomtroopergame.com tam można zapisać się do BETY. Został opublikowany jeden zrzut z ekranu rozgrywki … nie wygląda to (na razie) za dobrze. Na szczęście udostępniony obrazek jest z wersja ALFA i jeszcze dużo może się zmienić.
W styczniu wróciło kilka tytułów które cenię i szczerze polecam. Wszystkie egzekwo zajmują pierwsze miejsce.
GRANIE BEZ PRĄDU
1. Alien Frontiers – świetna gra kościana w kosmicznym sosie. Jak na razie najlepsze kościanka w jaką grałem i jedyna, w której wynik oczek na kościach nie jest najważniejszy.
1. Cosmic Encounter – klasyk znany większości. Gra najlepsza w dużym gronie i jednocześnie dla każdego. Zabawna, emocjonująca i satysfakcjonująca dawka interakcji – także negatywnej (najlepsza planszówkowa anegdota „urodziła” się podczas jednej z rozgrywek).
1. Mare Nostrum – bezwzględny numer jeden ostatnich miesięcy. Gra w którą można grać na różne sposoby. Najmniej podoba mi się możliwość grania na ciułanie bez angażowania się w globalny konflikt (zwykle źle się kończy). Mocną stroną gry jest „dyplomacja”, którą wykorzystujemy do rozgrywania współgraczy. Gra rozwija skrzydła przy większej ilości osób.
2. Shadowrun TCG – z serii retrogranie. Gra z 1997 do której mam sentyment, ale nigdy nie grałem (za dzieciaka niestety dało się ciągnąć tylko jedną karciankę, padło na Doom Troopera). Parę lat temu odkryłem że gra jest nadal sprzedawana przez polskiego wydawcę. Niestety dopiero teraz udało się namówić kogoś do rozgrywki i muszę przyznać że gra jest jak na swój wiek bardzo grywalna i klimatyczna. Teraz jestem na etapie składania jakiś rozsądnych talii bo dwadzieścia lat temu specjalnie przygotowywane deki nie były standardem.
3. Warhammer Wyspa Krwi (Age of Sigmar) – stary zestaw startowy rozegrany na nowych zasadach. Bitewniak zapowiada się naprawdę dobrze, ale obowiązkowo czekają mnie dodatkowe rozgrywki (też na innych zasadach) aby powiedzieć coś więcej.
4. Star Wars Przeznaczenie – gra kościano-karciana, która wcześniej w moim rankingu była wyżej. Rozegrałem kilka nowych gier i mimo iż mechanika jest niezła gra należy do typu … wyniki na kościach są najważniejsze. Można wygrać mając nie najlepsze rzuty, ale jak grasz z kimś komu ewidentnie szczęście dopisuje (np. trzy razy z rzędu ten sam „najwyższy” wynik) to człowiek zaczyna się frustrować. Mimo że gra prosta i przyjemna powoli jednak wycofuję się z grania … głównie dlatego, że nie jestem fanem „Gwiezdnych wojen” i nie chce mi się więcej płacić za coś dla mnie klimatycznie obojętnego (a żeby pograć na równi z innymi rozwijającymi się graczami trzeba jednak inwestować).
5. Metallum – znów kosmiczne klimaty. Po jednej rozgrywce mogę tylko powiedzieć, że gra się dobrze. Żeby czerpać przyjemność z gry należy grać z osobą o podobnym doświadczeniu. Jak dla mnie za wysoki próg wejścia. Niestety gra nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia żeby chciało mi się jej uczyć.
6. TMNT Heroclix – rozegrany tylko scenariusz startowy (z gryzonitami), który jest monotonny i zniechęcający. Muszę jeszcze sprawdzić standardową rozgrywkę.
7. Invizimals – z serii granie z dziećmi. Niedawno wydano najnowszą edycję „Starcie łowców” i niestety negatywne zaskoczenie. Wcześniejsza edycja „Nowa drużyna” była pełnoprawną grą karcianą, prostą i nieskomplikowaną w sam raz dla starszych dzieci. Jednocześnie opublikowano ją z mobilną aplikacją, która była słabym dodatkiem.
Zaskoczeniem w najnowszej edycji było przeniesienie środka ciężkości z gry karcianej na nową, towarzysząca aplikację (która sama w sobie jest naprawdę przyzwoitą grą). Nowe karty oczywiście wydano, tylko że oprócz trzech bardzo słabych mini gierek, które znajdziemy w instrukcji, nie można w to grać. Wydawca pewnie uznał, że lepiej inwestować w grę mobilną bo wszystkie nowe karty można zeskanować i wykorzystać w grze … niestety zapomniał, że poprzednia edycja była odmienna.
8. Talizman – z serii granie z dziećmi. Nie mam sentymentu do tej gry i uważa że gra jest tylko dla początkujących. Nie zmienia to faktu, że ma swój urok. Dzieciaki niespecjalnie się wkręciły, ale pewnie jeszcze kiedyś spróbujemy.
9. Dice Masters – dla mnie tematyczna (nie jestem fanem superbohaterskich komiksów) i mechaniczna (luźne turlanie nie oddające klimatu) kościana abstrakcja. Gra mimo to działa i ma wielu fanów. Ewidentnie nie dla mnie.
WIDEOGRANIE
1. Gwint – gram i regularnie polecam. Chętni do zamkniętej BETY powinni się zgłaszać – podobno w przyszłym tygodniu zostaną wysłane zaproszenia do wszystkich zainteresowanych. 6 lutego rusza nowa frakcja – Nilfgaard.
1. Hearthstone – zbieranie złota na ostatnią przygodę idzie jak krew z nosa. Świat Warcrafta uwielbiam, ale gra mimo prostoty i przyjemnej rozgrywki jest strasznie frustrująca. Zwaliłbym to na losowość … cha, cha.
1. Pokémon TCG Online – gra którą sprawdziłem z dwóch powodów … dzieciaki zaczęły oglądać serial i chciały zagrać oraz słyszałem, że Invizimals są ich kopią. Pokemony okazały się być całkiem przyjemną karcianką, którą twórcy Invizimals rzeczywiście się inspirowali. Jednak na kilkunastu rozgrywkach się skończyło – dla mnie bo to nie moje klimaty a dzieciaki odstraszyła angielska wersja językowa.

Na początek

Na początek
guślarz, 13-09-2016

 

Witam w nowej wersji serwisu poświęconego szeroko rozumianej fantastyce oraz oficjalnej stronie wydawnictwa Gusła (dawniej WiESZCZE). Znajdziecie tutaj zarówno domowe strony gier wydawnictwa jak i recenzje gier planszowych, karcianych, komputerowych (i nie tylko).